Przez chorobę do samopoznania cz. 8. Narządy zmysłów – oczy, uszy – objawy psychosomatyczne i ich znaczenie.
Narządy zmysłów
Narządy zmysłów to wrota postrzegania. Są naszym łącznikiem ze światem zewnętrznym, oknami naszej duszy, przez które wyglądamy, aby koniec końców zobaczyć samych siebie. Świat zewnętrzny bowiem, którego doświadczamy naszymi zmysłami i w którego niezachwianą realność tak mocno wierzymy, w rzeczywistości nie istnieje.
Jak funkcjonuje nasze postrzeganie?
Każdy akt zmysłowego postrzegania daje się zredukować do pewnej informacji, będącej efektem zmiany drgań cząsteczek. Obserwujemy na przykład sztabkę żelaza i widzimy jej czarną barwę, czujemy chłód i twardość metalu, wdychamy specyficzny zapach. Rozgrzewamy następnie sztabkę palnikiem bunsenowskim. Zauważamy, jak zmienia kolor i zaczyna jarzyć się czerwienią, wyczuwamy buchające od niej gorąco, możemy ją na nowo formować.
Co się stało? Doprowadziliśmy jedynie do sztabki energię, która wywołała zwiększenie prędkości cząsteczek. Zwiększona prędkość z kolei spowodowała zmianę doznań zmysłowych, które wyrażamy za pomocą takich określeń, jak „czerwony”, „gorący”, „elastyczny” itp.
Od czego zależy nasze postrzeganie?
Przykład ten unaocznia nam, że nasze postrzeganie zależy od ruchu cząsteczek i zmiany jego częstotliwości. Cząsteczki atakują konkretne receptory naszych narządów postrzegania i dają im bodziec, który za pośrednictwem impulsów chemoelektrycznych zostaje – poprzez system nerwowy – doprowadzony do naszego mózgu i wywołuje w nim kompleksowy obraz, który określamy właśnie jako „czerwony”, „gorący”, „pachnący” itp. Cząsteczki wchodzą do środka, a na zewnątrz wydostają się kompleksowe wzory postrzegania. Po drodze odbywa się proces przetwarzania impulsu. Sądzimy, że całościowe obrazy, jakie z informacji zawartych w cząsteczce składa nasza świadomość, naprawdę istnieją poza nami! I na tym właśnie polega nasz błąd.
Na zewnątrz nas istnieją bowiem tylko cząsteczki, ale właśnie ich nigdy jeszcze nie postrzegliśmy. Wprawdzie nasz proces postrzegania opiera się na cząsteczkach, ale nie jesteśmy w stanie ich zobaczyć. W rzeczywistości otaczają nas tylko nasze subiektywne obrazy. Co prawda wydaje nam się, że inni ludzie (czy oni istnieją?) postrzegają to samo co my, jeśli tylko na określenie tego, co widzą, używają tych samych co my słów, a jednak dwoje ludzi nigdy nie może stwierdzić, czy widzą to samo, jeśli na przykład mówią o czymś „zielonym”. W kręgu naszych własnych obrazów zawsze jesteśmy całkiem sami, ale podejmujemy wiele wysiłków, aby nie skonfrontować się z tą prawdą.
Czy to co widzisz jest prawdziwe?
Obrazy sprawiają wrażenie prawdziwych, tak samo prawdziwych jak we śnie, tyle tylko że prawdziwych tak długo, jak długo się śni. Pewnego dnia obudzimy się ze snu, który śnimy przez cały dzień, aby ze zdumieniem stwierdzić, jak nasz świat, uważany za rzeczywisty, rozpływa się w nicość – ułuda, iluzja, welon, który przysłania nam widok na właściwą rzeczywistość. Ktoś śledzący tę argumentację może nam zarzucić, że wprawdzie to, co nas otacza, nie istnieje w tej formie zewnętrznej, jaką postrzegamy, ale jednak świat zewnętrzny jako taki istnieje, złożony z cząsteczek właśnie. To też ułuda.
Na poziomie cząsteczek bowiem nie sposób znaleźć granicę między ja a nie ja, między tym, co wewnątrz a tym, co na zewnątrz. W przypadku cząsteczki nie sposób się zorientować, czy należy ona jeszcze do mnie, czy już do otaczającego świata. Na tym poziomie nie ma już żadnej granicy. Wszystko jest jednością.
Mikrokosmos=makrokosmos.
Właśnie to jest istotą starej teorii ezoterycznej: „mikrokosmos = makrokosmos”. Ów znak równości został tutaj postawiony z matematyczną precyzją. Ja (ego) jest iluzją, istniejącą tylko w świadomości jako sztucznie poprowadzona granica tak długo, dopóki człowiek nie nauczy się poświęcić tego ja, by ku swemu zaskoczeniu stwierdzić, że owo „osamotnienie”, którego tak się lęka, w rzeczywistości oznacza, że „wszystko jest jednością”.
Jednak droga do tej jedności, do wtajemniczenia, jest długa i uciążliwa. Poprzez pięć naszych zmysłów jesteśmy związani z tym pozornym światem materii, tak jak Jezus był poprzez pięć ran związany z krzyżem materialnego świata. Z krzyżem tym można się uporać tylko wtedy, gdy weźmie się go na siebie i uczyni wehikułem „odrodzenia duchowego”.
Świat jako zwierciadło.
Powiedzieliśmy na początku tego rozdziału, że narządy zmysłów są oknami naszej duszy, przez które sami siebie obserwujemy. To, co nazywamy otaczającym nas światem lub światem zewnętrznym, to odzwierciedlenie naszej duszy. Zwierciadło umożliwia nam obejrzenie siebie i lepsze samopoznanie, gdyż pokazuje również te obszary, których inaczej nie moglibyśmy zobaczyć. W ten sposób „otaczający nas świat” staje się najwspanialszym środkiem pomocniczym na drodze do samopoznania. Ponieważ spojrzenie w lustro nie zawsze jest miłe, gdyż widać w nim również nasz cień, zależy nam na tym, żeby to, co znajduje się na zewnątrz, oddzielić od siebie i podkreślić, że w tym wypadku na pewno „nie mamy z tym nic wspólnego”. Tu właśnie kryje się niebezpieczeństwo.
Dokonujemy projekcji naszego jestestwa na zewnątrz, wierząc, że zacznie ona żyć własnym życiem. Zapominamy potem ją cofnąć i tak zaczyna się epoka pracy społecznej, w której każdy pomaga drugiemu, a nikt nie pomaga sobie. Na swej drodze do uświadomienia potrzebujemy odbicia za pośrednictwem tego, co zewnętrzne. Jeśli jednak chcemy zostać uzdrowieni, nie możemy zapomnieć o cofnięciu projekcji. Mitologia judajska pokazuje nam tę zależność na przykładzie stworzenia kobiety. Skończonemu, androgynicznemu człowiekowi Adamowi zabrano jedno żebro i ukształtowano je w twór formalnie samodzielny. Tym samym Adamowi brakuje jednej połowy, którą znajduje w projekcji jako swoje przeciwieństwo. Stał się „niezdrowy” i może zostać uzdrowiony tylko wtedy, gdy zjednoczy się z tym, czego mu brak. Może się to jednak stać jedynie drogą okrężną, poprzez to, co zewnętrzne. Jeśli jednak człowiek, krocząc drogą życia, nie będzie stopniowo integrował tego, co postrzega na zewnątrz, i ulegnie kuszącej iluzji, że owo „zewnątrz” nie ma z nim nic wspólnego, wówczas los zacznie zakłócać mu proces postrzegania.
Wszystko jest emanacją Ciebie samego.
Postrzegać to znaczy przyjmować do wiadomości prawdę. Może się to odbywać tylko w ten sposób, że człowiek we wszystkim, co postrzega, rozpozna siebie. Jeśli o tym zapomni, okna jego duszy, narządy zmysłów, staną się z czasem zamglone i nieprzejrzyste i zmuszą go do wpatrywania się w siebie. W miarę jak narządy zmysłów przestają należycie funkcjonować, człowiek uczy się patrzeć w głąb siebie, wsłuchiwać w to, co dzieje się w jego wnętrzu, wsłuchiwać w siebie. Zostaje zmuszony do kontemplowania samego siebie.
Istnieją techniki medytacyjne, za pomocą których taka kontemplacja odbywa się w sposób zamierzony. Człowiek medytujący zamyka palcami obu rąk swoje wrota zmysłów: uszy, oczy i usta, i kontempluje wewnętrzne postrzeganie właściwe poszczególnym zmysłom, co po szeregu ćwiczeń może się zamanifestować smakiem, barwą i dźwiękiem.
Oczy
Oczy nie tylko odbierają wrażenia, lecz również same wysyłają sygnały. W oczach widać nastroje i uczucia człowieka. Dlatego staramy się patrzeć drugiej osobie głęboko w oczy lub czytać w jej oczach.
Oczy są zwierciadłem duszy. Oczy zalewają się również łzami, manifestując w ten sposób stan psychiczny człowieka. Irydodiagnostyka wprawdzie do dziś traktuje oczy wyłącznie jako zwierciadło ciała, ale z oczu równie dobrze udaje się wyczytać charakter i osobowość człowieka. Również złe spojrzenie lub spojrzenie uwodzicielskie świadczą o tym, że oko jest narządem, który nie tylko przyjmuje wrażenia, lecz również ujawnia to, co tkwi w człowieku. Oczy stają się aktywne także wtedy, gdy rzuca się na kogoś okiem. Określenie ludowe mówi o zakochaniu jako o zapatrzeniu się, a to znaczy, że człowiek zakochany nie potraf już jasno widzieć rzeczywistości. W tym stanie bardzo łatwo się zapatrzyć, gdyż miłość zaślepia (żeby tylko nie stało się to w sensie dosłownym!).
Zaburzenia wzroku.
Najczęstsze zaburzenia wzroku to krótkowzroczność i dalekowzroczność, przy czym krótkowzroczność występuje przede wszystkim w młodym wieku, a dalekowzroczność u ludzi starszych. To zrozumiałe, zważywszy że młodzi widzą na ogół to, co dzieje się w ich najbliższym otoczeniu, a brak im spojrzenia perspektywicznego. Ludzie w podeszłym wieku wykazują więcej dystansu wobec życia. Podobnie dzieje się z pamięcią. Na starość zapominamy to, co zdarzyło się niedawno, natomiast z imponującą dokładnością potrafimy odtworzyć zdarzenia sprzed wielu lat.
Krótkowzroczność.
Krótkowzroczność świadczy o silnie rozwiniętym subiektywizmie. Człowiek krótkowzroczny patrzy na wszystko przez własne okulary i wszystko bierze osobiście do siebie. Nie patrzy dalej niż na czubek własnego nosa, a jednak nie prowadzi go to do samopoznania. W tkwi problem, gdyż człowiek powinien to, co widzi, odnosić do siebie, aby w ten sposób móc zobaczyć siebie. Ten proces wyradza się jednak w swoje przeciwieństwo z chwilą, gdy człowiek kieruje się w życiu subiektywizmem. Chociaż wszystko odnosi do siebie, to jednak wzbrania się przed poznaniem samego siebie. Taki człowiek stosuje wobec innych reakcje obronne, na przykład staje się przesadnie obrażalski.
Krótkowzroczność zmusza człowieka, by z mniejszej odległości przyjrzał się sobie, przybliża punkt największej ostrości widzenia do jego oczu, do czubka jego nosa. Krótkowzroczność jest na poziomie ciała odpowiednikiem subiektywizmu, ale dąży do samopoznania. Prawdziwe samopoznanie jednak wymaga wyrwania się z pęt własnego subiektywizmu. Jeżeli ktoś nie widzi (albo źle widzi), należy zapytać: „Czego nie chce widzieć?” Odpowiedź brzmi zawsze jednakowo: „Samego siebie”.
Okulary to proteza i oszustwo.
Liczba dioptrii wskazuje każdemu, jak silna jest jego niechęć do zobaczenia siebie takim,
jakim jest. Okulary to proteza, a więc oszustwo. Za ich pomocą dokonuje się sztucznej korekty losu i udaje, że wszystko jest w porządku. Oszustwo to potęguje się jeszcze w przypadku stosowania szkieł kontaktowych, gdyż dzięki nim ukrywa się fakt złego widzenia.
Wyobraźmy sobie, że w ciągu jednej nocy zabrano by wszystkim okulary i szkła kontaktowe. Co by się wtedy działo! Nagle życie stałoby się znacznie uczciwsze. Od razu można by się dowiedzieć, jak ktoś widzi świat i siebie i – co ważniejsze – osoby pozbawione okularów przekonałyby się na własnej skórze, jak to jest, gdy nie można zobaczyć rzeczy takimi, jakie są.
Tylko wtedy upośledzenie jest z pełną korzyścią dla człowieka, gdy sam doświadcza jego skutków. I oto nagle niejeden uzmysłowiłby sobie, jak „niejasny” jest jego obraz świata, jakie wszystko jest „zamazane” i jak ograniczony jest jego widnokrąg. Być może niektórym zeszłoby bielmo z oczu i zaczęliby widzieć rzeczy we właściwy sposób. Czy bowiem ktoś, kto nie potrafi patrzeć właściwie, może kiedykolwiek osiągnąć jasność widzenia?
Dalekowzroczność.
Człowiek stary – ze względu na swoje doświadczenie życiowe – powinien być mądry i dalekowzroczny. Wiele osób jednak przejawia tę dalekowzroczność niestety tylko na poziomie ciała – w postaci dalekiego widzenia.
Ślepota na barwy.
Achromatopsja, czyli ślepota na barwy, oznacza ślepotę na różnorodność i barwność życia. Są nią dotknięci ludzie, którym wszystko wydaje się szare i monotonne, jednym słowem – ludzie bezbarwni.
Zapalenie spojówek.
Zapalenie spojówek (conjunktivitis), jak każda choroba o podłożu zapalnym, wskazuje na istnienie konfliktu. Zapalenie spojówek wywołuje bóle oczu, którym pewną ulgę przynosi jedynie ich zamknięcie. Zamykamy tym samym oczy na konflikt, gdyż nie chcemy stanąć z nim twarzą w twarz.
Zez.
Aby móc coś zobaczyć w całej rozciągłości, potrzebujemy dwóch obrazów. Czyż nie odnajdujemy w tym stwierdzeniu znanej już zasady biegunowości? Potrzebujemy dwóch sposobów widzenia, by ogarnąć jedność. Jeśli osie optyczne oka nie są skoordynowane, człowiek zezuje, to znaczy, że na siatkówce obu oczu powstają dwa obrazy nie pokrywające się (obraz podwójny). Zanim zobaczymy te dwa różne obrazy, mózg podejmuje decyzję, by jeden z nich odfiltrować (a mianowicie obraz oka zezującego). W rzeczywistości więc człowiek jest jednooki, gdyż obraz z drugiego oka nie jest przekazywany dalej. Wszystko wydaje nam się płaskie i pozbawione wielowymiarowości.
Analogicznie rzecz się ma z biegunowością. Człowiek powinien posiadać umiejętność widzenia obu biegunów jako jednego obrazu (np. fala i cząsteczka wolność i determinizm – dobro i zło). Jeśli nie potrafi tego zrobić i oba obrazy rozchodzą się, wyłącza jeden sposób widzenia (wypiera go) i staje się jednooki, zamiast jednowidzący. Człowiek, który ma zeza, jest w rzeczywistości człowiekiem jednookim, gdyż obraz z drugiego oka zostaje wyparty przez mózg, co prowadzi do jednowymiarowości widzenia, a tym samym do jednostronnego widzenia świata.
Zaćma.
W przypadku wystąpienia „zaćmy szarej” następuje zmętnienie soczewki, a więc niewyraźne widzenie. Chory traci ostrość widzenia. Dopóki widzi rzeczy ostro, są one ostre, to znaczy mogą również zranić. Jeśli straci tę ostrość widzenia, świat również traci dla niego swą ostrość i wygasa obawa przed zranieniem.
Nieostre widzenie odpowiada spokojnemu dystansowaniu się od otoczenia, a więc i od siebie. „Zaćma szara” jest jak zasłona, którą spuszcza się na coś, czego nie chce się widzieć. Jest niczym łuski na oczach, może doprowadzić nawet do utraty wzroku.
Jaskra.
Przy „zaćmie zielonej” (jaskrze) na skutek podwyższonego ciśnienia wewnątrzgałkowego w oku postępuje ograniczenie pola widzenia, aż wreszcie widzi się tylko niewielki wycinek przed sobą. Patrzy się na świat niczym przez końskie okulary. Brak szerszego spojrzenia powoduje, że człowiek postrzega tylko dowolny wycinek otaczającej go rzeczywistości. Dzieje się tak na skutek psychicznego ciśnienia nie wypłakanych łez (ciśnienie wewnątrzgałkowe).
Ślepota.
Skrajną formą wzbraniania się przed patrzeniem jest ślepota, przez większość ludzi uważana za najcięższe kalectwo fizyczne. Wyrażenia działa na oślep używamy w sensie przenośnym. Człowiek niewidomy pozbawiony jest całkowicie zewnętrznej płaszczyzny projekcji, a więc jest zmuszony patrzeć do środka. Ślepota fizyczna jest jedynie ostateczną demonstracją właściwej ślepoty, która jest przedmiotem naszych rozważań: ślepoty świadomości.
Choroba, kalectwo czyni człowieka uczciwym.
Przed paroma laty dzięki nowej technice operacyjnej udało się przywrócić wzrok pewnej liczbie młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Nie byli szczęśliwi z tego powodu, raczej nie mogli sobie poradzić z nową dla siebie sytuacją i znaleźć sobie miejsca w nowej dla nich rzeczywistości. Można to doświadczenie analizować z różnych punktów widzenia i starać się je wytłumaczyć. Dla naszego rozumowania istotne jest tylko stwierdzenie, że środkami mechanicznymi możemy wprawdzie zmienić czynności organizmu, ale nie jesteśmy władni usunąć problemów, które przejawiają się w określonych symptomach.
Tylko wtedy możemy odnieść korzyść z naszych zaburzeń, jeśli pozbędziemy się myśli, że wszelkie upośledzenie jest czymś niemiłym, co trzeba w miarę możliwości zlikwidować lub w jakiś sposób zrekompensować. Musimy pozwolić chorobie, by zakłóciła nam nasz utarty bieg życia, musimy pozwolić upośledzeniu, by przeszkodziło nam żyć dalej tak, jak żyliśmy dotychczas. Wtedy dopiero choroba stanie się drogą, która poprowadzi nas do wyzdrowienia – ślepota może nas na przykład nauczyć prawdziwego widzenia i pozwolić osiągnąć wyższy stopień pojmowania świata.
Uszy.
Na wstępie przypomnijmy kilka zwrotów językowych i sformułowań, w których występuje słowo uszy lub słuchać: Mieć uszy i oczy otwarte, nadstawić ucha, dawać posłuch, słuchać kogoś, być posłusznym, posłuszeństwo, posłuchanie. Wszystkie te określenia wskazują na związek uszu z tematem wpuszczania do środka, „bycia pasywnym” i posłusznym. W porównaniu ze słuchaniem widzenie jest znacznie aktywniejszym rodzajem postrzegania. Łatwiej jest też umknąć wzrokiem lub zamknąć oczy niż zamknąć uszy.
Ten, kto źle słyszy, nie chce być posłusznym.
Zdolność słyszenia jest cielesnym odpowiednikiem posłuszeństwa i pokory. Pytamy na przykład dziecko, które nie wykonuje naszego polecenia: Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Ten, kto źle słyszy, nie chce być posłusznym. Tacy ludzie po prostu puszczają mimo uszu to, czego nie chcą słyszeć.
Świadczy to o pewnym egocentryzmie, o braku pokory i gotowości do słuchania. Podobny jest mechanizm przytępienia słuchu na skutek hałasu. Nie hałas jako taki jest szkodliwy, lecz psychiczny sprzeciw wobec hałasu. Nie chcemy wpuścić w siebie hałasu, a więc nie możemy go wpuścić.
Częste u dzieci zapalenia i bóle uszu przypadają na wiek, kiedy dzieci uczą się posłuszeństwa. Mniej lub bardziej przytępiony słuch ma większość ludzi w podeszłym wieku. Podobnie jak gorsze widzenie, sztywność i ociężałość tak i przytępienie słuchu należą do somatycznych symptomów starzenia się, będących przejawem większej nieustępliwości i mniejszej elastyczności na starość. Stary człowiek traci na ogół zdolność adaptacji i coraz mniej skłonny jest okazywać posłuszeństwo. Te objawy są co prawda typowe dla starości, ale nie muszą występować zawsze. Starość przerysowuje jedynie nie rozwiązane jeszcze problemy i podobnie jak choroba czyni człowieka uczciwym.
Nagłe osłabienie słuchu.
Nagłe osłabienie słuchu to występujące niespodzianie, najczęściej jednostronne, znaczne osłabienie słuchu w wyniku schorzenia ucha wewnętrznego, prowadzące nawet do głuchoty (możliwe jest późniejsze ogłuchnięcie” i na drugie ucho). Aby móc zinterpretować tę chorobę, trzeba znać aktualną sytuację życiową pacjenta. Nagła utrata słuchu jest wezwaniem do słuchania głosu wewnętrznego. Głuchy będzie tylko ten, który już od dawna pozostawał głuchy na swój głos wewnętrzny.
Rady praktyczne.
Ten, kto ma problemy z oczami albo z widzeniem, powinien przede wszystkim na jeden dzień odłożyć na bok okulary lub szkła kontaktowe, by świadomie doświadczyć powstałej w ten sposób, nie zafałszowanej sytuacji życiowej. Po takim dniu powinien sporządzić sprawozdanie z tego, jak widział i przeżywał świat, co robił; a czego nie był w stanie robić, co stanowiło dla niego przeszkodę, jak dawał sobie radę z otoczeniem itp. Takie sprawozdanie dostarczy dostatecznie dużo materiału, by lepiej poznać i zobaczyć świat i siebie. Następnie powinien jeszcze odpowiedzieć sobie na następujące pytania:
- Czego nie chcę widzieć?
- Czy mój subiektywizm uniemożliwia mi samopoznanie?
- Czy zapominam o tym, by poznać samego siebie?
- Czy używam widzenia, by lepiej zrozumieć świat?
- Czy nie boję się widzieć rzeczy w całej ich ostrości?
- Czy w ogóle jestem w stanie znieść widok rzeczy takimi, jakie są?
- Jakiego obszaru mego jestestwa wolę nie zauważać?
Choroby uszu
Ten, kto ma problemy z uszami albo ze słuchem, powinien zadać sobie następujące pytania:
- Dlaczego nie jestem gotów słuchać?
- Komu lub czemu nie chcę być posłuszny?
- Czy dwa bieguny – egocentryzm i pokora – pozostają u mnie w równowadze?
Jeżeli borykasz się z jakąś ,,chorobą”, problemem w swoim życiu i nie wiesz jak sobie z nią poradzić zapraszam na konsultacje indywidualne Kontakt
Jeżeli uważasz, że zamieszczane przeze mnie treści są ciekawe zostaw proszę komentarz, subskrybuj i poleć znajomym. Będę Ci ogromnie wdzięczna.
W kolejnym artykule – bóle głowy, migrena.
Poprzedni odcinek przeczytasz tutaj:https://zgodanatocojest.pl/przez-chorobe-do-samopoznania-cz-7-watroba-pecherzyk-zolciowy-anoreksja-objawy-psychosomatyczne-i-ich-znaczenie/
2 komentarze
Pingback:
Pingback: